|
-Dokladnie. Mloda bylam. A w tamtych czasach to znaczylo jeszcze mniejsza doroslosc niz dzisiaj. Ale nie bylam wcale taka glupia. Wiesz, Stephen byl dobrym chlopakiem, a dla mnie wrecz ksieciem. Ty pamietasz go pewnie tylko z tego, jak sie upijal.
-Pamietam wasze wesele.
-Chryste, tak. Sypalas kwiaty.
-A synalek cioci Marie podawal obraczki. Potem sie z nim pobilam.
-Boze, tak, a Marie sie poplakala i powiedziala, ze nigdy nie sadzila, ze bedzie miala w rodzinie takie mniejszosci, na co mama wpadla w szal i spytala, czemu od razu nie nazwie Billa meksem, wiec Marie zaczela krzyczec: "Meks! Meks!" Histeryzowala tak, az brat Billa, weterynarz, upil ja w zakrystii. Nic dziwnego, ze poszlo zle przy takim poczatku. Ale Steve byl naprawde bardzo madry i kochany, tyle ze sama rozumiesz, nie moge powiedziec tego Duffy, bo bym ja urazila. Calkiem bez sensu. Nie czuje sie zbyt bezpieczna. Ale czasem mnie kusi, zeby powiedziec. Chce byc w porzadku wobec niego. I wobec siebie. Nie zasluzyl sobie na ten alkoholizm. Tyle ze w koncu musialam cos postanowic i uciec. Dla mnie skonczylo sie dobrze, zadzialalo jak trzeba. Jednak pamietam, jak to sie zaczelo i gdzie go doprowadzilo. Moze sie myle, ale to nie bylo w porzadku.
-Mialas o nim potem jeszcze jakies wiadomosci?
Ella pokrecila glowa.
-Przypuszczam, ze gdzies od roku juz nie zyje - odrzekla tym samym, cichym glosem. - Bylo z nim bardzo zle. Nie kusi mnie, zeby sprawdzac.
-To byl jedyny facet, z ktorym zeszlas sie na powaznie?
Ella kiwnela raz glowa. Wpatrywala sie w rozowo-pierzaste stopy.
|
|
|
|